Chociaż w książce „Odkręćmy emocje” autorstwa Deborah Marcero nie ma ani jednego słowa o jedzeniu i relacji z jedzeniem – uważam ją za bardzo wspierającą w procesie zdrowienia rodziny mającej trudności w tym zakresie. Jestem bardzo wdzięczna Wydawnictwu Levyz Books za wydanie tej pozycji, ponieważ jest bardzo potrzebna.
Fundamentem mojej pracy jest praca oparta na relacji. Wierzę, że nie da się zacząć w zaufaniu i poczuciu bezpieczeństwa poznawać i oswajać jedzenia, jeśli wcześniej nie poczuję (i nie zrozumiem choć trochę) historii rodziny, która zgłosiła się po pomoc. Jeśli nie poznam ich walki, trudu. Jeśli nie zobaczę tej siły, która ciągle ich napędza do próbowania dalej. Jest dla mnie ważne to, co się dzieje w relacji: między dzieckiem a jego rodzicami, dzieckiem a jedzeniem oraz oczywiście między dzieckiem (rodziną) a mną.
Uważam tę książkę za arcydzieło literacko-wizualne, ponieważ prezentuje w punkt to, na czym opieram swój fundament pracy, czyli, że czasem gdzieś utykamy w naszej historii, trzymamy w zakamarkach pamięci i ciała trudne doświadczenia, które blokują nas na ciekawość poznawania, w tym wypadku jedzenia.
Jestem przekonana, że ta książka może bardzo pomóc rodzicom (lub specjalistom) lepiej zrozumieć swoje dzieci z trudnościami w jedzeniu, ponieważ wykorzystując siłę naszej wyobraźni możemy przyjąć, że symboliczne słoiczki Leosia to właśnie utknięcia, trudne doświadczenia, które dzieci mają w kontekście relacji z jedzeniem, opiekunem, swoimi możliwościami, umiejętnościami czy stanem zdrowia itp.
Obok tej lektury nie można przejść obojętnie. Ona jasno pokazuje, że to takie nasze wspólne (po prostu ludzkie), że czasem robi nam się trudno i czasem nie do końca wiemy co z tym zrobić, więc wpadamy na genialny pomysł, by to gdzieś zamknąć, ukryć.
Leoś wymyślił taki sposób, że wszystko chował do słoika (zarówno dobre, jak i złe doświadczenia, emocje), natomiast dzieci z lękiem jedzeniowym mogą pokazywać nam taki: swoje wybiórcze jedzenie.
I pełen wachlarz możliwości dodatkowych: od unikania wspólnych posiłków, uciekania od stołu, po prowokowanie wymiotów, byleby unikać stresowej sytuacji, jaką jest posiłek…
Czuję, że najlepiej przekaz tej książki uzupełni cytat: „Zdrowieć, to dotykać z miłością tego, co wcześniej było dotknięte strachem” – Stephen Levine.
Leoś uczy nas, że w końcu będzie taki czas, kiedy zrobi się za dużo, za mocno, za trudno, kiedy to, co ukrywamy, z czym walczymy nas „zaleje”, przypomni nam o sobie, mimo naszych starań, by na to nie patrzeć. Ale jednocześnie jest to jedyna właściwa droga do zdrowienia.
Dopiero wtedy, gdy będziemy odkrywać na nowo zaniedbaną, odrzuconą i trudną część, dopiero gdy ją dokładnie obejrzymy i spróbujemy spojrzeć na nią jak na nasz zasób, a nie coś negatywnego – będą dziać się cuda. Nabierzemy gotowości, by już tego nie trzymać dla siebie, tylko wypuścić na wolność. A to przynosi kojącą ulgę. Ale także radość. Rozbudza naszą ciekawość. I rozpoczyna zupełnie inną drogę, przygodę.
Do pracy w takiej perspektywie jest mi najbliżej. Do pracy w takiej formie zapraszam rodziny zanim równolegle do tego procesu zaopiekujemy się pozostałymi potrzebami dziecka i rodziny (np. wsparcie neurologopedyczne, fizjoterapeutyczne, SI itp.). Dlaczego? Jak pisałam w artykule „W moim brzuchu mieszka jakieś zwierzątko” – G. Kasdepke, Wyd. Dwie Siostry (zdrowoinspirujemy.pl): jedzenie to relacja.
Natomiast dzisiaj chciałabym rozwinąć tę myśl, cytując za Gosią Tchurz (Krebs, Neuromind): „Jedzenie to proces, który zaczyna się od CZUCIA” oraz „Jedzenie to proces, który dzieje się od wewnątrz na zewnątrz”.
Taki obraz Gosia pokazała nam, specjalistom, na swoim szkoleniu „To wszystko siedzi w głowie – czyli o rozwoju psychicznym dziecka, tworzeniu więzi i możliwych utknięciach w trudnościach jedzeniowych, szczególnie w typie wybiórczości”.
Odnajduję w tym dużo sensu w mojej historii niejadkowania jako dziecko, w historii mojego syna i wszystkich, które dano mi poznać. Jestem przekonana, że jeśli nie zmienimy perspektywy i będziemy działać jedynie zadaniowo (np. dzisiaj ćwiczmy rączki dotykowo, żeby odwrażliwić albo stajemy na rzęsach wprowadzając metodą Food Chaining nowe formy lubionych produktów/nowe produkty), a zapomnimy o naszym wewnętrznym radarze niebezpieczeństw i będziemy go ignorować – droga do zdrowienia naszej relacji z jedzeniem będzie długa, kręta i wyboista. Być może nawet nigdy nie osiągniemy celu, który jest społecznie uznawany za właściwy.
Noszę w sobie takie marzenie, żebyśmy wszyscy pamiętali, że rozwój dziecka zawsze dopełnia się i dzieje się w RELACJI z opiekunem (rodzicem, nauczycielem, czy specjalistą). Pamiętajmy przy tym, że najważniejszym opiekunem dla dziecka jest jego rodzic, dlatego że ostatecznie to on spędza z nim najwięcej czasu i realnie wpływa na jego środowisko (a przez to na dziecko).
Ta książka podbiła moje serce również z tego względu, że rodzic także potrzebuje takiego czułego oka, czułego towarzyszenia i czytając ją dziecku stwarza sobie okazję do głębokiego przeżycia jej treści, odniesienia do swoich doświadczeń.
Rodzic, który jest responsywny wobec swojego dziecka (w znaczeniu, że bardziej czuje dziecko i czulej reaguje na wysyłane przez nie sygnały, nie w znaczeniu, że bazuje na swojej wiedzy, jak reagować) jest pomostem dla dziecka w jego trudnościach. Buforem bezpieczeństwa, ponieważ dziecko wie, że może być przy nim autentyczne i będzie przyjęte takim, jakie jest. Moją misję zawodową czuję w ten sposób – by wspierać rodzica w byciu autentycznym i responsywnym wobec swojego dziecka.
Będzie to możliwe, jeśli rodzic będzie się czuł bezpiecznie. Jeśli odkryje swoje pochowane słoiczki i odważy się podzielić ich zawartością. Osobiście mnie to zawsze wzrusza, jak poznaję historie rodzin, jak odczuwam ten stres, z którym się muszą mierzyć co dnia. Jestem wdzięczna, że mogę uczestniczyć w procesie zmiany perspektywy i nauce nowej drogi do siebie, a przy okazji do jedzenia.
“Gdy dziecko nie musi stresować się porażką lub oceną, jest w stanie całą swoją uwagę skierować na umiejętności, które ćwiczy w zabawie.” (Peter Gray ,“Wolne dzieci”). Z taką wizją współpracy będzie wszystkim bezpieczniej i choć wydaje się to dłuższa droga, jej przebieg i efekty końcowe zadziwiają.
Poniżej propozycja kilku prostych zabaw, do których mnie zainspirowała ta książka (dzisiaj bardziej bajkoterapeutycznie):
Podsumowując, dlaczego warto sięgnąć po książkę „Odkręćmy emocje”?
– normalizujemy temat odczuwania trudnych/mocnych doświadczeń i nie radzenia sobie z nimi – to normalne, że czasem nie mamy pomysłu jak poradzić sobie z czymś, co nas dotknęło albo za bardzo podekscytowało;
– odkrywamy, że chowanie w sobie trudnych doświadczeń i emocji nie jest zdrowe – w końcu przekraczamy swoją granicę i mamy uczucie, jakby to wszystko nas „zalewało”; dopiero po pozwoleniu na tę „powódź” możemy nabrać odwagi do przyjrzenia się temu, zaakceptowania tego i otulenia z czułością, by móc ruszyć ku zdrowieniu;
– to okazja do edukacji o podstawowych emocjach – rozpoznawania ich, akceptowania ich, szukania sposobów na ich zdrowe wyrażanie;
– pobudzamy kreatywność i wyobraźnię u dzieci – wizja zamknięcia czegoś w słoiku na pewno wzbudzi ekscytację i utrzyma koncentrację uwagi, by poznać odpowiedź, co będzie się działo dalej.
Spójrzcie na siebie z miłością i otulcie to, co trudne! 😊